(...) Teresa Budzisz - Krzyżanowska, która w niezwykły sposób łączy starcze zgorzknienie z delikatnym, jak koronka na jej włosach, liryzmem. (...) pod oschłą surowością kryje czułość. Perfekcyjne wyważenie tych skrajnych emocji sprawia, że nie można z Gerdy spuścić oka. To wielka rola aktorki, na której spoczywa ciężar przedstawienia. Krzysztof Gordon, w waciaku, z workiem na głowie, świetnie buduje tę postać pomiędzy jednym a drugim zadaniem, wyrzucanym mrukliwie, na odczepnego. Nachalna fizyczność Węglarza nie przykrywa tego, co się w nim dzieje - tragedii człowieka, który stracił dziecko.
(...) André Hübner Ochodlo inscenizując "Plac Brahmsa" poszedł swoja ulubioną ścieżką. Powagę i "prawdę" scenicznej rzeczywistości przełamuje kiczem. Podłoga w jadalni Gerdy i Gabora zbudowana jest z pleksiglasowej płyty, pod którą znajdują się ramy wypełnione nie fotografiami, lecz suchymi liśćmi. Jak w muzealnych gablotach, tak i tu zatrzymał się czas. Tylko w życiu pędzi on nieubłaganie.
Monika Brand, Gazeta Wyborcza
"Plac Brahmsa" kontynuuje rozważania od dawna prowadzone w tym teatrze - opowiada o przemijaniu, tym razem ludzi, ale i epoki. Bohaterowie spektaklu nie boją się śmierci, bo nie potrafią czerpać radości z życia. Trawią ich bolesne wspomnienia, porzucone ambicje, wzajemne wyrzuty, które nie pozwalają im się porozumieć z otoczeniem.
Na uwagę (...) zasługuje sposób, w jaki zaznaczono przepaść między kobietą a mężczyzną, szczególnie w błyskotliwych niekiedy dialogach Strteeruwitz, tj. "Mężczyźni są ciałami, a kobiety MAJĄ ciało i duszę".
Bratumiła Pawłowska, Życie
Cała trójka (...) daje prawdziwy koncert gry aktorskiej. Teresa Budzisz - Krzyżanowska jest sobą, czyli jest niezawodna. Podobnie Krzysztof Gordon. Natomiast Ryszard Ronczewski przechodzi samego siebie. W postaci Gabora tworzy chyba jedną z najciekawszych swoich kreacji, a ma ich na koncie krocie.
Tadeusz Skutnik, Dziennik Bałtycki
Sopocki Teatr Atelier po raz kolejny wprowadził nowego dramaturga na polską scenę. Marlene Strteeruwitz w wielu miejscach przypomina becketowski teatr śmierci, w którym aktorami są starcy naznaczeni fizyczną ułomnością, odcięci od źródeł życia. Joanna Chojka, Tygodnik Powszechny
|